W I półroczu 2010 roku z usług polskiej służby zdrowia skorzystało około 120 tys. obcokrajowców, których ten luksus kosztował około pół miliarda złotych. Jednym z tych pacjentów była 31- letnia Christina ze Szwecji. Chciała powiększyć piersi w gdańskim szpitalu, tymczasem zamiast wymarzonych piersi, być może nigdy więcej nie będzie mogła żyć normalnie. Od sierpnia 2010 roku leży pogrążona w śpiączce w szpitalu w Malmo. Prawdopodobnie ma uszkodzony mózg z powodu niedotlenienia. 2 sierpnia została poddana operacji plastycznej w dawnym Szpitalu Kolejowym, obecnie wchodzącym w skład Pomorskiego Centrum Traumatologii. Trafiła do polskiej kliniki dzięki pośrednictwu firmy Medica Travel, której szefem jest Szwed Jorgen Peteresen. Razem z nią do Gdańska wybrał się jej narzeczony Benny. Później opowiadał, że po zabiegu zobaczył Chiristinę nieprzytomną, miała lekko posiniałą twarz. Kiedy po godzinie narzeczona nadal nie odzyskiwała przytomności, zaczął pytać lekarzy, czy wszystko z nią w porządku. Został zapewniony, że tak. To on stwierdził, że tętno Christiny jest tak słabe, że ledwo je wyczuwa. Dopiero to stało się impulsem dla lekarzy do podjęcia jakiegoś działania. Było już 6 godzin po operacji. 4 sierpnia rodzina zabrała kobietę z powrotem do Szwecji. 17 listopada w szwedzkiej telewizji publicznej pojawił się szczegółowy reportaż opisujący tę bulwersującą sprawę.
Działanie szwedzkich mediów doprowadziło do wyjścia na jaw wielu szokujących faktów z pracy polskiego szpitala. Po pierwsze okazało się, że szpital nie zarejestrował u wojewody działalności w zakresie chirurgii plastycznej. Co prawda dwukrotnie składał o to wniosek, ale nie przyznano mu na to zgody, co jest wymagane przez prawo, żeby móc takie operacje przeprowadzać. Bezwzględnie szpital działał więc poza prawem. Odpowiedzialność za doprowadzenie tych formalności do końca spoczywa na dyrekcji szpitala, która krótko po wypisaniu z niego Christiny została zwolniona i zamieniona na inną. Podobno nie miało to żadnego związku z nieudaną operacją Szwedki, ale z kontrolami NIKU i CBA oraz oskarżeniami o niegospodarność.
W 2008 roku za rządów poprzedniego, zwolnionego dyrektora Domosławskiego doprowadzono do wygospodarowania miejsca na oddziale chirurgii naczyniowej do prowadzenia zabiegów komercyjnych, mających za zadanie odbudować budżet szpitala. Według polskiego prawa szpital publiczny może bowiem przyjmować pacjentów poza kontraktem z NFZ, o ile nie będą na tym cierpieć pacjenci z NFZ. Gdański szpital zarobił na komercyjnych pacjentach 2,5 mln zł. W rocznym budżecie, który wynosi 140 mln zł, wydaje się, że to niewiele. Wystarczyło jednak na spłacenie odsetek od kredytów.
Sprawą Christiny zainteresowała się także minister zdrowia Ewa Kopacz. Nazwała ją wielkim skandalem, jej ministerstwo poleciło sprawdzić szpitale w całej Polsce pod kątem prowadzenia działalności komercyjnej i na jakich dzieje się to prawach. Niestety budżety szpitali publicznych są wciąż za małe w stosunku do potrzeb, dlatego będą one dalej szukać pieniędzy na własną rękę legalnie, bądź nielegalnie.